Skład Chóru
Rok 2023 jest dla nas wyjątkowy. Obchodzimy bowiem 35-lecie istnienia chóru chóru "Wiwat".
Zaczęliśmy swoją przygodę jako chór szkoły podstawowej, później śpiewałyśmy jako chór licealny, następnie jako chór domu kultury, aż wreszcie kilka lat temu założyliśmy Stowarzyszenie Przyjaciół Chóru "Wiwat".
Każda z nas i każdy z nas (mamy bowiem naszych muzyków - a to mężczyźni).
Są między nami różnice wieku, zainteresowań, ale wszystkich nas łączy muzyka i chór "Wiwat". Ta różnorodność sprawia, że jest nam razem fajniej i ciekawiej, a jednocześnie pokazuje, że każdy jest tu mile widziany.

KATARZYNA PIĄTEK, mezzosopran - urodziny 12 marca
Jak się to wszystko zaczęło?
Moja przygoda ze śpiewaniem zaczęła się w 4 klasie szkoły podstawowej nr 92 im. Ernesto Guevary w Warszawie do której uczęszczałam. Chór prowadziła Pani Alicja Mossakowska, która była również moja nauczycielką muzyki. Tak prześpiewałam całą szkołę podstawową, biorąc udział w festiwalach, konkursach, warsztatach i wydarzeniach szkolnych.
Moją pierwszą zagraniczną podróżą, którą będę pamiętać do końca życia, był wyjazd na Kubę w 1988 roku. Był to mój pierwszy lot samolotem, pierwszy kontakt z inną kulturą, inne spojrzenie na świat. Przygoda życia, tak myślałam po pierwszym wyjeździe :-) ale…….
W 1988 roku powstaje chór “Wiwat” z inicjatywy absolwentek Szkoły Podstawowej nr 92 w Warszawie, które chciały dalej śpiewać. Ja jeszcze byłam związana z “małym chórem”, ale również zaczęłam uczęszczać na wieczorne zajęcia i tak zaczął się mój drugi etap życia. Moja przygoda, przyjaźnie, koncertowanie i podróże z chórem “Wiwat”.
Co mi to dało?
Miałam przyjemność koncertować, a zarazem reprezentować Polskę w Meksyku x2, Brazylii, Izraelu x2, Chinach, Niemczech (nawet nie potrafię policzyć ile razy), Danii x2, Holandii, Włoszech, Watykanie, Gruzji, Rosji, Francji, na Kubie, Litwie, Łotwie. Przy okazji zwiedziłam te kraje i poznałam fantastycznych ludzi, którzy otworzyli dla nas swoje domy i serca.
Jak łatwo obliczyć jestem chórzystką ze 100% stażem :-) Można powiedzieć że chór jest moim całym życiem …
Mam wspomnienia i przyjaźnie do końca życia …
Dziękuję że jesteście ...
EDYTA MAĆKIEWICZ, alt - urodziny 27 lutego
A jak to się zaczęło?
Jak wiadomo, dyrygentce chóru Pani Alicji Mossakowskiej się nie odmawia. Po naszym wspólnym tygodniowym wyjeździe na warsztaty chóralne z dziećmi, ja jeszcze wtedy jako szeregowy wychowawca niezwiązany z chórem, dostałam po powrocie zaproszenie na próbę Wiwatu w czerwcu. Hmmm, miałam mnóstwo obaw, ale jak tu się wykręcić? Potem były wakacje, zapomniałam o wszystkim, a we wrześniu na szkolnym korytarzu uśmiechnięta Pani Ala "To jak Edytka, we wtorek się widzimy?", no tak, oczywiście... I na tym moja asertywność się zakończyła :)))
Teraz z perspektywy czasu myślę, że Los postawił Panią Alę na mojej drodze nie przez przypadek...
Czym dla mnie jest chór?
Jest ważną częścią życia, może sposobem na to życie. Czymś, co na trwałe wpisuje się w umysł i serce. Jest inspiracją, alchemią duszy, natchnieniem, a także obcowaniem z fantastycznymi ludźmi, którzy tworzą ten zespół - dziewczynami chórzystkami, chłopakami muzykami, z wieloletnią dyrygentką Panią Alą i obecnym dyrygentem Piotrem Duchalskim. Ta całość spięta klamrą muzyki wnosi piękno i radość, niech zatem trwa jak najdłużej w moim życiu...
TADEUSZ MELON, muzyk - skrzypek - urodziny 22 lutego
W przeciwieństwie do moich wspaniałych koleżanek „wiwatek” powinienem się przedstawić chyba jednak "wiwatek”, bo przecież nie jako „wiwatka”.
Moją przygodę z chórem Wiwat rozpocząłem w 2005 r., gdy powróciłem do SP92 w roli, już nie ucznia (tak, tak – ukończyłem tę szkołę w 1986 r.), ale rodzica ucznia. Wówczas „Szefowa”, czyli pani dyrygent, czyli po prostu moja wspaniała nauczycielka od muzyki, p. Alicja Mossakowska, zaczęła co jakiś czas zapraszać mnie do udziału w koncertach z chórem Wiwat. Te zaproszenia były z czasem coraz częstsze, aż niezauważalnie stałem się drugim (obok Włodka) męskim osobnikiem w żeńskim chórze (nie mogę użyć tu innego bardziej właściwego sformułowania, bo to by było zbyt dwuznaczne . Już w 2008 r. uczestniczyłem jako pełnoprawny „wiwatek” w jubileuszu chóru a zaraz potem w pierwszym moim wyjeździe, nie byle gdzie, bo do Izraela. Potem były kolejne – na Litwę, do Niemiec, Meksyku, Brazylii... Zwłaszcza pierwszy wyjazd do Meksyku w 2011 r. odmienił moje życie – odkryłem, że mam rodzinę (może nie więzów krwi, ale serca) w Cholula, w Medellín (od pięciu lat faktycznie mam tam chrześnicę), brata w Rio de Janeiro, nie licząc oczywiście mojej rodziny „wiwatek”. Niesamowite doświadczenia, trudne do opisania w słowach.
A co oprócz wyjazdów? Przyjaźnie – to absolutnie po pierwsze. Ale też ciągła możliwość mojego rozwoju muzycznego u boku wspaniałych koleżanek i wybitnego kolegi pianisty, który inspiruje mnie nieustannie. Doświadczenie – w przygotowywaniu aranżacji („wiwatki” często narzekają, że wysoko ustawiam poprzeczkę, ale bardzo dobrze sobie z tym radzą – po prostu wiem, że są dobre), w przygotowywaniu I organizacji koncertów (od kilku lat mam zaszczyt być prezesem, choć nie lubię tego tytułu, Stowarzyszenia Przyjaciół Chóru „Wiwat”). I wiele, wiele, wiele innego dobra.
I, żeby nie było wątpliwości – wczoraj skończyłem 11 lat. Tak – 11, bo ja zawsze kończę 11 lat
AGATA MELON, alt - urodziny 13 lutego
Mam na imię Agatka i mimo tego, ze wyrosłam dość wysoka w chórze nadal nazywają mnie małą. Jestem w Wiwacie ponad połowę swojego życia, ale on jest obecny w moim dużo dłużej. Już w przedszkolu tata (który wspomaga nas swoją piękna grą na skrzypcach) opowiadał mi o niesamowitych koncertach i podróżach, i o tym, że jak dorosnę też będę mogła zostać Wiwatką. Stało się to we wrześniu 2011 roku i już po paru próbach zaśpiewałam swój pierwszy koncert; co więcej - swoją pierwszą solówkę. Mimo upływu tak wielu lat, pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj. Przebrana za małego powstańca wbiegłam na scenę z gazetą, stanęłam na środku i na sali wybrzmiało „Siekiera, motyka”. Zaczęłam bardzo mocno i pewnie, jednak, z tego całego stresu, zupełnie nie słuchałam akompaniamentu i z każdym kolejnym wersem śpiewałam coraz szybciej. O dziwo po koncercie wcale nie dostałam medalu za prześcignięcie muzyków, ale raz na zawsze zapamiętałam, żeby ich słuchać.
Od tamtego czasu zaśpiewałam niezliczoną ilość koncertów i solówek. Zwiedziłam z chórem Niemcy, Brazylię, Meksyk i Gruzję. Z każdego z tych miejsc mam ogrom niesamowitych wspomnień i przyjaciół z całego świata. Najcieplej wspominam festiwal w Puebla, w Meksyku - nie przez pogodę, która swoją drogą była cudowna, a dzięki osobom, które tam poznałam. Mimo tego, że z większością chórów biorących udział w festiwalu spotkaliśmy się pierwszy raz dopiero podczas jego trwania, czułam się jakbyśmy się znali całe życie. Bo chór, to taka druga rodzina, a decyzja o dołączeniu do „Wiwatu” była jedną z najlepszych w moim życiu. Dodatkowo, to dzięki mnie dziewczyny wiedzą, co tak naprawdę znaczą te małe literki nad pięciolinią: p- pięknie, f - fajosko, mp - milusio piękniusio, a mf - mega fajnie .

KATARZYNA OBRĘBSKA-WÓJCIK, sopran - urodziny 23 stycznia
Do chóru Wiwat dołączyłam już ponad 20 lat temu i gdy patrzę na to wydarzenie z perspektywy czasu, to mogę stwierdzić bez żadnej przesady, że była to jedna z lepszych decyzji jakie podjęłam w życiu. Chór wywarł na mnie ogromny wpływ.
Idąc do pierwszej klasy gimnazjum wśród moich nowych znajomych pojawiła się Wiwatka. Dołączyłyśmy razem do chóru szkolnego i wtedy dowiedziałam się od niej, że śpiewa jeszcze w innym zespole. Zaczęła mnie namawiać, abym w któryś wtorek poszła z nią na próbę. Nie byłam przekonana do tego pomysłu bo uważałam, że dołączenie do chóru szkolnego i tak już wyczerpuje moje niewielkie pokłady pewności siebie. Nie wyobrażałam sobie występów przed publicznością, nie byłam wtedy zbyt otwartą osobą. Jednak po kilku tygodniach namawiania w końcu poszłam. Poszłam i zostałam na następne dwie dekady.
Moim ukochanym okresem w roku i w repertuarze chóru był zawsze czas kolęd. Uwielbiałam bożonarodzeniowe koncerty, które zawsze były dla mnie ogromnym przeżyciem. Ze szczególnym rozrzewnieniem wspominam koncerty kolędowe, które odbywały się kilka lat z rzędu w dolnym kościele pw. św. Zygmunta na Bielanach. Pamiętam, że jako dziecko czekałam na nie cały rok.
Chór umożliwił mi również odwiedzenie wspaniałych miejsc poza granicami kraju. Te wyjazdy to kopalnia świetnych wspomnień, niezapomnianych przygód i zabawnych sytuacji.
Chór niewątpliwie wpłynął też na moje losy. Gdybym nie śpiewała tyle lat w Wiwacie to z pewnością, idąc na studia do innego miasta, nie brakowałoby mi tak bardzo śpiewania. Przez to nie dołączyłabym do chóru akademickiego i nie poznałabym mojego przyszłego męża.
Z okazji 35 urodzin chóru gratuluję mu tylu wspaniałych chórzystek i życzę kolejnych wielu lat działalności, uszczęśliwiania nas i naszych słuchaczy.
Dziewczyny (i chłopaki:) ) - dobrze, że jesteście!
MARZENA STODULSKA ("Słomka"), sopran - urodziny 21 stycznia
“Skazana na Wiwat”
Nazywam się Marzena Stodulska I śpiewam w Wiwacie już 31 lat. Właściwie, to śpiewam w chórach od 7 roku życia. Najpierw w SP187, później w Studium Nauczycielskim. Gdy się w nim uczyłam jeździłam na konkursy chórów i spotykałam chór Wiwat. Okazało się, że śpiewa w nim moja przyjaciółka Asia, z którą siedziałam 8 lat w jednej ławce, w podstawówce. Bardzo mnie namawiała, żebym przyszła, ale nie dałabym rady śpiewać w 2 zespołach. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że razem z Asią dostałyśmy się na jeden wydział na studia i wtedy usłyszałam :” Teraz już mi nie odmówisz ”.
Dzięki chórowi mogłam połączyć moje 2 pasje - śpiewanie i podróże.
Ale to nie są takie podróże, w których właściwie jesteś w hotelu i nie masz pojęcia jak wygląda prawdziwe oblicze tego kraju. Często jeździmy na wymianę z innymi zespołami i wtedy jemy tradycyjne jedzenie, bo mieszkamy u rodzin chórzystów. Możemy porozmawiać o tym co naprawdę myślą jego mieszkańcy. Okazało się wszyscy mamy te same problemy, chociaż żyjemy w różnych kulturach.
Pamiętam jak pierwszy raz byłyśmy w Izraelu i młodzi ludzie walczyli o Mc Donalda, a kiedy pojechałyśmy po kilkunastu latach i okazało się, że już w końcu jest, więc od razu poleciałyśmy spróbować koszernych kanapek. Nigdy nie zapomnę Świąt Wielkanocnych we Włoszech, czy wspaniałej kaczki w sosie czekoladowym z dodatkiem chili w Meksyku lub „chińszczyzny” w Chinach, która okazała się zupełnie inna niż ta, która jest serwowana u nas. Te smaki zostaną ze mną na zawsze.
Czasami zdarzały nam się niecodzienne sytuacje, jak np. w Izraelu przyjechałyśmy do kibucu na obiad i spotkanie z zaprzyjaźnionym zespołem. Podczas zwiedzania ich dyrygentka nagle mówi” Dobrze, że jesteście dzisiaj, bo wczoraj, to nas ostrzeliwali rakietami i siedzieliśmy w bunkrach”. Mina naszej dyrygentki - bezcenna.
Dzięki chórowi przełamałam też moją barierę, żeby zacząć mówić po angielsku. Okazało się, że mój średniozaawansowany jest wystarczający do swobodnej komunikacji. Ale najważniejszą rzeczą jaką dał mi chór, to przyjaźnie, które trwają już ponad 30 lat. To jest najcenniejsza rzecz jaką dostałam od chóru "Wiwat"

- 372 odsłony